sobota, 17 września 2016

Capilutto Uno








Piękny i słoneczny dzień w gorącej stolicy Argentyny. Promienie słońca rażą aż mimo kilkunastu tysięcy metrów nad ziemią. Blondynka zakłada okulary na oczy wychodząc z domu do ogrodu wraz z dwoma dziewczynkami, które są jej córkami. Pierwsza z nich starsza drobna istotka podobna do mamy. Blond włosy związane w dwa cienitkie kucyczki. Ubrana w błękitną sukienke i białe pantofelki. Natomiast szatynka nosiła fioletową sukieneczke podczas gdy jej włosy były splecione w dwa warkoczyki owinięte kokardkami. Trzylatka pobiegła do ogrodu gdzie jej tata pił cherbate czekając z utęsknieniem na żonę. W tym czasie czterolatka sspacerowała po ogrodzie wąchając każdy napotkany po drodze kwiatek. Dziewczynka od zawsze podziwiała kwiaty a w szczególności białe róże. To róźniło ją od siostry, która była roztrzepana i niezdarna. Jednak wszędzie jej było pełno. Natomiast starsza z dziewczynek byla bardziej dokładna i sumienna. Mimo to kochali obie dziewczynki i o każdą troszczyli się z taką samą troską, nie faworyzując żadnej z nich. Były szczęśliwe żyjąc beztrosko w wielkiej rezydencji należącej do rodziców. Dostali oni ją w spadku jednak kłócili się o nią z siostrą mężczyzny. Kobieta nie tolerowała decyzji młodszego brata, który ożenił się właśnie z Lilianą. Nigdy mu nie wybaczyła. Dzięki jego decyzji i ciąży blondynki dostał spadek, który należał sie Szaron dlatego iź była najstarszą córką. Zapowiedziała zemstę. Waśnie dziś miała odwiedzić rodzinę.
To wydarzenie nie śniło się Lunie lecz było wspomnieniem. To co wydrzyło sie potem było prawdą, która nie da o sobie zapomnieć i nie chowa się lecz ujawni dając światło na stare sprawy, które chcą być odkryte i nie dadzą się zamieść pod dywan jak przez ostatnie trzynaście lat.  Prawda jest coraz bliźej. Miejcie się na bacznośći.

Nastolatka wtulona w brata usypia zaraz po startowaniu samolotu. Huk i dzwięk silników oraz lekka '' strata gruntu'' nie przeszkadza jej. Po niecałych pięciu minutach od wystartowaniu odpływa w Krainę Morfeusa, z której ciężko było ją wybudzić o czym wiedzieli jej rodzice oraz brat. Państwo Valente siedzieli rząd za szwoimi pociechami. Natomiast nastolatka zajęła miejsce od okna gdzie towarzyszył jej Simon. Bacznie pilnując siostry przykrył ją kocem gdy zasnęła wtulona w jego ramie. Meksykańczyk z uśmiechem patrzył na siostre chcąc wiedzieć o czym śni. Niestety nie miał mocy by wejść w głowe nastolatki. Poznać jej myśli i pragnienia Mimo, że znali siebie na wylot. Jednak chłopak czuł, że jednak ma jakieś sekrety.. coś czego nie wie. Nie dziwił się temu. Lecz ciekawość górowała.  Jednak to uczucie wynikało z czystej braterskiej troski. Chłopak traktował ją jak rodzoną siostre mimo, że są adoptowani.




Huk, trzask, krzyk. To usłyszała. Mała dziewczynka rozejrzała sie po ogrodzie. Właśnie piła herbatke z tatusiem gdy mężczyzna momentalnie wstał na równe nogi krzycząc krzyk z kuchni. Spojrzał na okno kuchenne z którego było widać dym. Przeklął cicho pod nosem. Spojrzał na córke, która jakby nigdy nic sączyła soczek. Dopiero gdy tata pobiegł szybko do domu rozejrzała się i poczuła dym ulatniający sie z otwartego okna. Z jej ust wydało się tylko ciche '' tatudsiu gdzie mama?'' Niestety rodzicel nie słyszał krzyku córki próbując opanować pożar. Niestety na martne. Obooje zginęli. Przerażona dziewczynka zaczeła szukać siostry, która nieświadoma wydarzeń nadal wąchała i zrywała kwiatki. Trzylatka biegła co sił w nogach w kierunku siostry. Jej buciki stąpały lekko po ziemi. Z tych nerwów nogi plątały jej sie w biegu. Upadła patrząc jak starsza kobieta zabiera jej siostre. Wołała ją co sił mając łzy w oczach, ponieważ stłukła nóżkę, która bolała i krwawiła. Kobieta odweróciwszy sie do dziewczynki skinęła głową. Jej szofer natomiast wyszedł z domu jakby nigdy nic. Nie zauważył trzylatki. Nie chciał. Śpieszyło mu sie jak i jego pani. Wziął blondynkę na ręce po czym za Panią wyszedł z posesji zamykając furtkę. Dziewczynka jękneła z bólu. Cały dom płonął a po jej rodzicach nie było śladu. Dziewczynka wstała po czym otrzepała sukieneczke i weszła na schody prowadzące do wejścia do domu. Drzwi były zamknięte. Krzyczała i próbowała otworzyć potężne mahoniowe drzwi jednak bez skutku. Zamknęła oczy krzycząc.



Dziewczyna momentalnie otknęła sie ze strachem w oczach. Zamknęła usta nie chcąc wydać z siebie jęku. Spojrzała w oczy brata odnajdując w nich troske i opiekę po czym tylko mocno się w niego wtuliła.
- Pożar.. ja.. mamam... ona - szepnęła łamiącym sie głosem. Chłopak wtulił jej drobne ciało głaszcząc dłonią po jej włosach. Bał się o nią. Te sny zwane koszmarami przydarzały się jej coraz częściej. Początkowo je bagatelizował ale z tym miał już podejrzenia. Niestety Luna zabroniła mu mówić o nich
rodzicom. Nie miał wyboru jak uszanować jej wole.
- Spokojnie. Jestem tu. Nie ma żadnego pożaru to tylko zły sen a ja jestem tu - powtórzył te słowa po raz dziesiąty. Dziewczyna wtuliła się mocniej odnajdując kojący spokój w jego ramionach.
- Po raz kolejny. Każdy szczegół. Taki sam jak poprzedni. Nie nie wierze.... - szepcze wycierając łzy
- Malutka. Spokojnie już. Zmienisz otoczenie będzie dobrze pamiętaj! Masz mnie tak ?
- Wiem. Dziekuje - szepcze - jesteś kochanym, wspaniałym bratem - rzuca sie w objęcia
-Wiem. Też cie kocham siostrzyczko- muskając jej czółko potargał jej włoski.
- Ja bardziej. Dzięki temu, że tu jesteś cieszę się, że tu jedziemy.
- No jasne. Kto inny będzie cie ratował w nocy przed koszmarami? - pyta z satysfakcją.
- Mój super men - chichocze przez co zwraca na siebie uwage stewardesy.
- Prosze siąść na miejsce zaraz lądujemy - odpowiada kobieta z uśmiechem przykuwając uwage simona.
- Ej podoba ci się! - wtrąca Luna patrząc aż Simonowi ślinka cieknie.
- Nie opowiadaj głupot. Jest z 5 lat starsza ode mnie - Meksykanin wywraca oczami.
- Ale ładna i ci się podoba! - Valente nie daje za wygraną. Bardzo zależy jej na szczęściu brata.
- To, że nie mam dziewczyny i sie zagapiłem to nic nie znaczy -prycha nie poruszony chłopak.
- Simonku. Masz 19 lst. I tak to jest dziwne! - stwierdza
- Ty sie zajmij lepiej sobą. Ale pamiętaj każdy twój chłopak będzie przeze mnie sprawdzony - grozi zabawnie wymierzając palcem. Dziewczyna roześmiała się bijąc lekko pieścią jego tors.
- Wredotka - stwierdza sadzając ją na miejsce. Po kilku minutach rozległ się odgłos pilota, który powiadomił o lądowaniu. Nastolastka zafascynowana podziwiała poczynania samolotu z okna pokazując wszystko bratu. Chłopak z uśmiechem podziwiał fascynacje siostry. Po kilku minutach wysiedli z samolotu. Pewnie stawiali kroki na nowej ziemi z lekkim przeraźeniem. Nie wiedzieli powiem co ich tu czeka.. Nastolatka wierdziała jedno. Jej życie zmieni sie tu diamentralnie. Czuła to i pragnęła tej zmiany. Miała jeszcze jedno ciche marzenie związane z jej koszmarem. Tak chciała by jej koszmary minęły. Ale także znaleźć ich źródło.











Jak każdego ranka obudziła się punktualnie o 6:45. Dziewczyna nie potrzebowała budzika, ponieważ jej organizm zdążył się przyzwyczaić do wstawania o tak wczesnej porze. Mimo że jej rówieśnicy smacznie spali te piętnaście minut dłużej i ledwo zwlekali się z łóżka przy pomocy budzików to nastolatka była inna. Punktualność to jedna z wielu kryteria których musiała przestrzegać w domu swojej Matki Chrzestnej, których pilnowała. Każda czynność dziewczyny była zaplanowana co do sekundy. Blondynka wstała z łóżka zakładając swoje kapcie i okrywając swoją koszulę nocną lekkim szlafrokiem z satyny po czym powędrowała do garderoby. Miała zaledwie kilksa minut na ubranie się dlatego jej mundurek wisiał już od wieczora poprzedniego dnia na wieszaku. Ubranie się zajmowało jej około pięciu minut a malowanie siedem. Wliczając do tego poprawe fryzury. Trzy minuty zostawione w zapasie miała na zejście na dół do jadalni gdzie czekała już jej ciotka wraz ze swoim asystentem.  Wyszła ze swojego pokoju po wielkich spiralnych schodach idąc po woli w strone rozmawiających ludzi w salonie. Gdy usłyszała słowo ‘’ nowi pracownicy’’ zciszyła kroki chcąc podsłuchać ich rozmowe. Zeszła do  końca po czym lekko oparła się o ściane dzielącą jadalnie z holem. Przyłożyła ucho do ściany pokazując palcem usta idącej przed nią Amandzie.
- Tak to ona Rey – mówi beznamiętnie starsza kobieta zerkając znad okularów na pracownika.
- Oczywiście Pani Sharon. Zajmę się tym. – odpowiedział posłusznie kiwając głową po czym odszedł. N szczęście nie zauważył podsłuchującej nastolatki, która pełna niepewności minęła go wchodząc do salonu.  Nie mogła obszeć się ciekawości dotyczącej tajemniczej rozmowy ciotki.
-  Witaj Matko Chrzesna. Dobrze spałaś? – pyta posłusznie kłaniając się lekko ku kobiecie ze splecionymi dłońmi.  Po czym zajęła wyznaczone od lat miejsce.
- Dobrze. Dziękuje Ambar – odpowiada szaro włosa popijając herbatkę z melisą.
- Cieszę się Matko Chrzestna – odpowiada poświęcając uwagę tylko kobiecie czekając na skinienie jej głowy. Oznaczało to, że może zacząć spożywać posiłek sporządzony przez kucharkę.
- Widzę, że humor Cię nie opuszcza. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ dziś dołączą nowi lokatorzy.
- Ale jak to? – pyta zdziwiona blondynka. Niestety nie zdążyła otrzymać odpowiedzi gdyż jej przyjaciel jak zwykle spóźnił się na śniadanie.  Czterdziestopięciolatka spojrzała tylko w jego strone
-Paniczu Balsano. To kolejne spóźnienie. Mam nadzieje, że ostatnie – mrozi chłopska wzrokiem.
- Tak. Przepraszam Pani Sharon – odpowiada kulturalnie zajmując miejsce obok przyjaciółki, która zdążyła mu nałożyć  śniadanie by szybciej je skonsumował, aby oboje nie spóźnili się do Liceum
- A teraz szybko się zbierajcie. Rey was podwiezie za nim przyjdą nowi pracownicy – mówi wstając po czym odchodzi do swojego gabinetu. Zdezorientowany chłopak patrzy zdziwiony na Argentynkę. Smith przewraca tylko oczami poganiając go.  Wiedziała, że nie wolno sprzeciwiać się kobiecie. Niestety chłopak tego nie nadal nie rozumiał mimo kilku miesięcy, które tu zamieszkiwał.
- Jacy nowi pracownicy? – zdezorientowany ciągnie temat nawet w aucie uważnie patrząc na dziewczyne pochłoniętą smsowaniem z przyjaciółkami o blogu, które one prowadziły
- Matteo. Kiedy ty się nauczysz, że nie wolno  się spóźniać? Wtedy Ci odpowiem. Po za tym przez ciebie nie udzieliła mi odpowiedzi a ty dodatkowo ją poirytowałeś – zauważa niespuszczając wzroku z ekranu komórki. Włocha irytowało takie zachowanie względem jego osoby. Niestety nie domyślił się, że on też zachowuje się nie tak niź powinien. Nie rozumiał posłuszeństwa blondynki względem starszej kobiety.  Jego przemyślenia przerwał Rey, ktry otworzył im drzwi od limuzyny po czym wyszli z niej kierując się do szkoły gdzie czekały na nich Delfi i Jazmin. Ich przyjaciółki. Cała czwórka tworzyła szkolną elitę. Perfekcyjną, popularną ale także tajemniczą grupe uczniów drugiej klasy.  Nikt nie mógł się z nimi równać czy konkurować. Natomiast byli czczeni szanowani a inni uczniowie liczyli się z ich zdaniem.  Niestety było też grono, które ich nie lubiło jak Nina, Gaston, Ramirro,  czy Yam.  Dlatego Elita traktowała ich jak najgorszych na świecie natomiast oni bronili się i także reagowali na zaczepki Królów Toru.  Tak samo było i tego dnia
- Oj Gaston, Ramirro kiedyś byliśmy kumplami ale wy wybraliście te laski – pioronuje wzrokiem dwie szesnastolatki. Czylijczyk z Argentyńczykiem tylko je przytulili.
- Sam byłeś inny kiedyś – cedzi Ponce.
-Może tak. Ale teraz jest mi lepiej. Ja się nie zakochałem w gorszych jak wy – spogląda na Gastona – Tworzyłeś taką piękną pare z Delfi a Ramirro z Jazmin – zauważa pewny siebie
- To przeszłość i nie mam zamiaru ci się dać. Kocham Nine a tobie nic do tego. Lepiej sprawdz gdzie Delfi chodzi gdy nie jest z wami – wywraca oczami po czym pomaga swojej dziewczynie wstać i idzie z nimi do klasy. Zaskoczony słowami byłego przyjaciela spogląda na Delfine, której wzrok tkwił na czóbkach butów. Brunetka bała się powiedzieć, że spotyka się z Pedro. Bała się jak zareaguje na to Ambar. Smith nie popierałaby związku przyjaciółki. Dla Ambar chłopak musiał być bogaty i pochodzić z dobrej rodziny. Dlatego sama nie miała partnera. A może pop prostu bała się, że straci pewność siebie i da się ponieść uczuciu, które do niczego nie prowadzi tylko do cierpienia. Prawda była taka, że nie znała uczucia jakim jest ‘’ miłość’’ Tak samo jak Włoch czy rudowłosa przyjaciółka. Powtarzała sobie, że nauka i dążenie do perfekcji, które wpija jej Opiekunka jako najważniejsze.  I nie ma miejsca na miłość, która zmienia ludzi pozbawiając ich cząstki siebie. Nie mogła na to pozwolić. Dumnie wyszła przed swoich przyjaciół prowadząc ich do klasy. To dziewczyna robiła wejście, którym zachwycali się inni. Nastolatka dbała o prezencje grupy i pomagała pozostałej trójce w dążeniu do tych samych ideałów, których ona przestrzegała. Jednak nadal intrygowała ją rozmowa Pani Benson z Rey’em przez co nie mogla skupić się na lekcjach na których była nieobecna, ponieważ jej myśli krążyły wokół zmian, które już za kilka godzim wkroczą w życie Matki Chrzestneekj jak również jej podopiecznych.  Argentyka nie lubiła zmian, których próbowała za wszelką cenę uniknąć trzymając się ściśle określonego schematu, który znała od lat.  Była aż tak nieobecna, że nawet nie słyszała ostatniego dzwonka, na który z utęsknieniem czekali wszyscy. Natomiast ona nie cieszyła się z tego, bowiem wiedziała co dzisiaj to dla niej znaczy. Za kilka minut miała się zmierzyć z tym czego się obawiała. Nowych ludzi. Martwiła się jak ją będą traktować. Spodziewała się, że może być jeszcze gorzej niź Sharon. Nawet nie pomyślałaby, że ci ludzie będą mili i uczynni. Nic o nich nie wiedziała. Wieku, imon, płci. Wiedziała jedno. Zmienią jej życie. Włoch widząc stan dziewczyny wyprowadził ją przed szkołe gdzie czekała limuzyna należąca do czterdziestopięciolatki. Za kierownicą siedział rozbawiony mężczyzna po trzydziestce. Wsiadła do auta razem z Włochem. Była zdziwiona tym, że zatrudnili kogoś takiego. To nie było w stylu jej ciotki, by taki pracownik pracował właśnie dla nich.
Obawiała się jacy będą pozostali.  Czy tacy sami jak nowy kierowca czy bardziej poważni i na poziomie. Przewróciła teatralnie oczami, które zamknęła wyczekując kiedy dotrą do posiadłości.





Piętnastolatka wstała bladym świtem ziewając cxicho by nokogo nie obudzić, gdyż na zegarku wybiłsa 5 nad ranem. Miała więc nie wiele czasu na wypełnienie swojego planu, który dziś miał się ziścić. Musiała zachować pełną ostrożność by nikt jej nie nakrył. Myśl o ucieczce rozbudziła ją niczym pażona kawa o poranku dodając tlenu w komórkach hemoglobiny na dodanie obrotów krązeniu krwi. Gdy zeszła z łóżku kucneła by wyciągnąć małą walizke i plecak przymocowując do niego swoje wrotki. Jej najcenniejszą rzecz, którą czciła najbardziej na świecie. Jazdda na nich sprawiała jej ogromną radość oraz stanowiła jedyny stabilny punkt jej życia. Właściwie jedyną rzecz jaka ją przy nim trzymała. Przecież nie miała ani rodziny ani przyjaciół a co dopiero mowa o drugiej połówce. Oczywiście że jej brakowało tego i czuła w środku pustkę, której nikt nie chciał wypełnić. Od wielu lat miała nadzieje, że ktoś lub coś odmieni jej los. Myślała, że ktoś pokocha ją taką jaka jest, że weźmie ją i obroni da miłość, troske i akceptacje. Hiszpanka jednak się tym nie martwiła wystarczyła jej jej pasja do wrotek. Obrót, skok, adrenalina, piruet to podstawa jej życia, funkcjonowania. Jedyna radość, jedyne światełko w szarym świecie nastolatki.  '' Piętnaście po szóstej. tyle czasu mi zeszło? muszę się śpieszyć'' poganiała sibue w myślach. Jim nie była zorganizowana wręcz przeciwnie a do tego nie zdarna. Jej głowa była pełna obaw czy sie jej uda.  Sprawdziła jeszcze raz wszystko dookoła a także wyposażenie bagażu. Nie mogła nic zapomniec ani zostawić jakiegokolwiek śladu by właścicielka sierocińca staneła na drodze do jej ucieczki. Kolejne piętnaście minut na przemyśleniach co by było gdyby. A tu trzeba działać. Inaczej nie uwolni się stąd. Ucieczka to jedyna możliwość. Wie tylko że ucieknie do Buenos Aires nic po za tym. Zarezykuje. Od zawsze była ryzykantką.. Nuiestety bez szczęścia.. może teraz będzie inaczej? Myślała.. Odetchnęła głęboko zakładając plecak na plecy i chwyciła swoją walizke po czym po cichu stąpała stopami do drzwi. Niestety jej bagaż nie ułatwiał jej tego zamiaru gdyż skrzypiał tak że umarłego mógłby obudzić. Przemknęła głośno ślinę naciskając gałkę od drzwi powodując tym ich uchylenie. A wraz z nim lekkie skrzypnięcie jeszcze głośniejsze od walizki. Na szczęście udalo jej się nie postrzeżenie wyjść najpierw z pokoju potem z ośrodka. pokonując bramę kierująca do wejścia na teren posesji ośrodka. Jimena odwróciła się jeszcze raz patrzą na potężny budynek zbudowany w stylu klasycystycznym z charakterystycznymi kolumnami pomiędzy wielkimi drzwiami prowadzącymi do wejścia. " alarm" przypomniała sobie nastolatka po czym ponownie spojrzała na zegarek który wynik za piętnaście ósma. Za okołodziesieciu minut alarm sie włączy. Jeśli nie zdąży przed tym to ją nie dość że zatrzymają to i dostanie kare za próbę ucieczki co oznacza brak posłuszeństwa i dyscypliny wobec opiekunek. Czy będzie za nimi tęsknić? Odpowiedz na to pytanie brzmi negatywnie. A za pozostałymi wychowankami? Nie a jest za kim? Ciągle upokorzenia, bojki, przekleństwa, głupie żarty rówieśników na poziomie gówniarzy z podstawówki. Nic jej. Tu nie trzyma o czym doskonale wie i o tym, że tam gdzie wyjedzie czeka ją lepsze życie. Nie ma dokładnego planu lecz wie jedno. Musi uwolnić sie z tego piekła jak najszybciej sie da.
Rozejrzała sie jeszcze raz do okoł by się upewnić iż nikt jej nie dostrzegł i spokojnie może podążyć wczesniej obraną drogą. Na szczęście nikogo nie zauważyła wiec spokojnie mogla iść dalej. Słońce swuecilo nawet w cieniu hamując jakikolwiek podmuch wiatru. Hiszpania od zawsze byla gorącym krajem. Zawdzięczała to swojemu polorzeniu ukulumowanego nad półwyspem iberyjskim. Dziewczyna byla juz dobrze przystosowana do tego. Klimat nie stanowią do niej większe przeszkody jako rodowitej hiszpanki. To przystosowanie pomoże jej w nowym miejscu. Bowiem miejsce do którego sie udaje do gorące Buenos Aires gdzie temperatura mało co różni sie od tej tutaj. Nałożyła okulary przeciwsłoneczne i Full cup'a. Te dwa elementy tworzyly jej unikalny styl, którego nikt ani ona nie mogła do konca określić. Nie ważne. Nie byla plastikową laleczką, która zwracala uwagę jedynie tylko i wyłącznie na wygląd. Nie przepadała za strojeniem sie, ponieważ jej ubranie musiało byc wygodne i praktyczne w razie potrzeby gdyby zechciała pojeździć na wrotkach. Dziś akurat zalożyla podkoszulek ii irogkie wygodne lniane spodenki na kilka godzin lotu który ją czeka. Od dawna marzyła o tym dniu odliczając każdy zdobyty czy zarobiony grosz po czym wykreślała kwadraciki w kalendarzu z nadzieją zmiany sensu życia, która czeka za oceanem. Tak odległy kontynent, nowy świat, nowi ludzie, kultura. Jednak język ten sam. Praktycznie cała Ameryka Poludniowa byla kolonizowana przez Hiszpanów. Rodaków młodej dziewczyny. Których nawet teraz jest tam dużo. Stanowią jedna z największych mniejszości narodowych w tym kraju. Będzie jej łatwiej, chociaż taką miała nadzieje. Może znajdzie rówieśników z jej rodzinnego kraju. Zaprzyjaźni się z nimi. A może nawet znajdzie miłość?Tego nie wiadomo, ale jest nadzieja. Jedni nazywają ją matką głupich lecz są też zwolennicy jej magcznego wpływu na losy ludzie. To właśnie dzięki nadzieji nie poddajemy się i wstajemy po upadku. A każda najgorsza myśl odpływa w dal jeśli na horyzoncie jest to piękne uczucie.  Nigdy nie opuściło piętnastolatki czyniąc każdy dzień jej życia jak dar, mimo że wcale nie przypominało bajki. A może właśnie o to chodzi? Nadzieja współpracuje z losem i obie królowe wynagradzają zasłużonych. Tak to Jimena miała nią być. Z góry zaplanowano jej dalszy los a jej dzisiejsze postępowanie wcale nie krzyżowało planów ludzi z góry. Wręcz przeciwnie dopełniało go o czym panna Benson nie wiedziała. Ale miała się dowiedzieć. Już ie długo. Była coraz bliźej nieba i swojego dziadka o którym istnieniu a może nieistnieniu nie miała bladego pojęcia. Oparła zmęczoną głowe o szybe samolotu. Wpół przytomna myślała o tym co będzie w Argentynie i czy na pewno dobrze zrobiła, ponieważ z każdym kolejnym metrem wzniesionym w góre miała wyrzuty sumienia a obraz szarowłosego mężczyzny w podeszłym wieku nie opuszczała jej wyobraźni dając znak, którego nie umiała odczytać. Westchnęła budząc się ze snu. Zaobserwowała szybką reakcje serca, które zaczeło niebezpiesznie szybko bić a przy czym jej oddech był nierówny i przywielał na szybkości jakby uciekała przed oprawcą a sma była ofiarą, która ledwo uszła z życiem. Popatrzyła niespokojnie przez okno. Zaobserwowała iż już dawno opuściła kontynent. Jej historia dopiero się zaczyna i odradza na nowo. Nawet nie ma pojęcia, że przeszłość przypomni o sobie właśnie teraz. Czy jest gotowa by odkryć ją w całości i zaakceptować? Czy na pewno nie ma już żadnych krewnych? I dlaczego została adoptowana? Tu gdzie się wybiera znajdzie odpowiedz czy jest taka jak myślała? Czy kompletnie przeciwnie.. nie chciała by jej znać.. 




Na współ odespany chłopak odetchnal głośno wychodząc z samolotu. W końcu Argentyna, odetchnął z ulgą zabierając wszystkie rzeczy z samolotu. Jego przyszywana siostra ledwo otworzyła oczy wybudzajac sie ze snu
- Simon- mamrocze pod nosem ziewając - po co mnie budzisz - jęknęła zaspana nadal nie kontaktując z otaczającym ją święcie
- Wylądowaliśmy spiaca królewno - mówi słodko nachylając sie nad ciałem dziewczyny.
- Na prawdę? Jestem tak zmęczona, że nie dam rady wstać - marudzi pod noskiem co rozbawia chłopaka.
- To Cię zaniose bez problemu - mówi ochoczo biorąc jej lekkie ciało na swoje dłonie. Dziewczyna od razu wtula się w tors chłopaka tak mocno jakby oczekiwała od niego ochrony szukając bezpieczeństwa, którego była pewna, że on da jej ukojenie dzieki czemu wróci do krainy snów z której nie chciała sie wybudzac. Kochala spać i śnić. Każdy w domu wiedział, ze nie należy jej wybudzać bo to zapewniało tylko jej zmianę humoru na gorszy. Simon doskonale o tym wiedział dlatego postanowić zostawić ją w najwygodniejszej dla niej pozycji. Po kilku minutach zasnęła w jego ramionach tak slodko aż rozczuliło chłopaka tak, iż zapomniał o tym, że mam szybko wyjść z samolotu, ponieważ jego rodzice stali na dworze niecierpliwie oczekując na swoje potomstwo. Szybko powrócił na ziemie mrużąc znowuż oczami. Gdy zauważył, ze tylko oni zostali w samolocie szybko go opuścił. Rodzice odetchnęli z ulgą widząc mocno śpiąca nastolatke w ramionach starszego brata. Byli dumni z syna, który Lune stawiam na pierwszym miejscu nad wszystko inne. Zachowywali się jak prawdziwe rodzeństwo a weź , ktora laczyla te dwójkę byla tak silna jak u prawdziwego rodzeństwa a mam losc adopcyjnych rodziców byla równa tej prawdziwej rodzicielskiej miłości. Nim patrząc na nich nie pomyślałby, że są adoptowani. Nawet sie tego nie wstydzili. Wręcz przeciwnie byli dumni z tego, ze mają tak kochających rodzicieli. A pokrewieństwo krwi czy DNA nie świadczy o miłości, którą od nich dostali.
- córciu cieszysz się z przyjazdu tu?- pyta podekscytowana Monica nachylając sie nad nastolatką zza fotela pasażera
- Dobrze msmo. Chce spac- odpowiada ziewając po czym wtula sie w ramie brata co on kwituje uśmiechem podesłanym Lunie.
- Dobrze spij spiochu - odpowiada z niesmakiem meksykanka uchwycajac w glosie nutę nadopiekunczosci względem dziewczyny.
- Nareszcie. Dziekuje - odpowiada z zadowoleniem zamykając ciężkie powieki. Alvarez tylko smieje się pod nosem rozbawiony z zachowania marki, ktora zawsze jest nadopiekuncza względem nich.

 dwudziestolatek oparl głowę o szybę ruszającego auta. Byl bardzo ciekawy nowego miejsca i ludzi do około a najbardziej ciekawilu go ludzie mieszkający w tej wili, która juz za chwile miała stać się jego nowym dpmem. Czy cieszył sie z tego, ze opuszcza dom rodzinny? Oczywiście,ze tak. Pragnął zmian i ich potrzebowali ooboje. W Meksyku wcale nie żyli im sie źle ale chcieli podróżować poszerzać horyzonty. Z poczatku jednak dziewczyna nie chciała tych zmian spowodowanych przez strach braku akceptacji, rozląka z przyjaciółmi lecz gdy dowiedziała sie o wrotkowisku zmienila zdanie od razu co wywołało zdziwienie u jej najbliższych. Chłopak spogladajac na siostrę idzyskiwal odwagę i pewność siebie dzieki której mogl stawiać czoła wszystkiemu i wszystkim, którzy stanęliby na jej drodze. Gotów byłby wtedy zabić
- Jestesmy oznajmia radośnie mężczyzna za kierownicą. Jego małżonka chciała jak najszybciej obudzić śpiąca córkę lecz ona ją uprzedzila odrywając sie od chłopaka
- Jestesmy! - oznakmia radośnie pelna Energi. Jej towarzysz kiwnął głową - oczywiście siostrzyczką - nad zgrabnie rozczochruje jej wloski na co oboje wybuchają śmiechem wyszli z samochodu rozglądając się po okolicy. Stanęliśmy przed willą należącą do Bensonów, pomyślał chłopak zauroczony domem w ktorym miał mieszkać. Chwycił waizke i gitarę akustyczną z granatowymi gwiazdkami
jego największy i najcenniejszy przedmiot. Dom był na tyle wystawny i drogo udekorowany, że bez problemu mógłby się w nim zgubić a co najgorsze stłuc coś ważnego. Zawsze posiadał lekką ciapowatoś, która mimo, że słodka sprawiała problemy w codzennym życiu. A miał tu pracować dlatego nie mógł sobie pozwolić na jakikolwiek błąd. Posada ogrodnika może nie jest tak ważna ale wymaga zaangażowana. Pani Sharon bardzo dba o trawnik i o kwiaty. Musiał się z tym liczyć. Postanowił dokładnie obejrzeć stanowisko pracy mimo nalegań Luny, któr ciągneła go do środka on chciał pozostać na zewnątrz. Musiał pokazać, że nie jest zły. W innym przypadku wróci do Meksyku czego się obawiał. Spokojnie chodził ścieżkami płynącego życiem obfitego ogrodu by lepiej sie przyjrzeć każdemu szczegółowi, którego miał pilnować i dbać o każdy detal, każdy kwiat czy krzew. Doskonale wiedział o co w tym chodzi. Był miłośnikiem natury a teraz mogł sprawdzić swoje umiejętności. Coś jak praktyki a do tego pilnowac basenu i go czyścić.. Z tym też nie miał problemu powiem czul sie jak ryba w wodzie. To samo czuł na wrotkach. Kochał sport w każdej postaci i ta adrenalina dawała mu pewność siebie i kto by pomyślił, że nauczyła go tego Luna jego młodsza siostra.  Z zamyśleń o tym wszystkim wyrwał go pisk dziewczyny
- I jak łazisz debilu! - pisnęła rozchisteryzowana wpadając w błot nieopdal bramy wejściowej. Zdezorientowany chłopak nie wiedział czy jej pomóc czy jak jej przyjaciel stać obok i się śmiać.
- Ja? To ty na mnie wpadłaś, zachwiałaś się na dziesięciocentymentrowym obcasie - wywraca oczami broniąc sie tak jakby zrobiła to Luna.
- AAmbar on ma racje - odzywa się Włoch przez co spotyka go lodowate spojrzenie przyjaciółki
- Zamknij się Matteo. A ty kim ty w ogóle jesteś? - pyta sycząc w stronę meksykańczyka
- Simon Alvarez jasna księżno - robi ukłon dla żartów co Matteo pochwala gwizdaniem zza pleców blondynki. To starcie obserwuje Rey, który w pore wtrąca się w kłótnie nastolatków stając miedzy nimi.
- Panienko Ambar co się tu dzieje ? - pyta mężczyzna z niesmakiem. Blondynka gromi go spojrzeniem
- Co on tutaj robi?- mówi oburzona obecnością szatyna. Od razu ją denerwował. I wiedziała, że nie pobędzie tu za długo. Musi sie go pozbyć. Oto jej nowy cel
- To syn nowych pracowników, którzy wraz z ich córką czekają na panienke i paniczów w wili - mówi znad ciemnych okularów w strone obydwu nastolatków. Cała scena wyglądała tak jakby miał lasery w oczach, pomyślał Meksykanin po czym wraz z blondynką i jejprzyjacielem podążyli w strone willi. Oczywiście blondynka cały czas dokuczała nowemu '' basenowemu'' co nie umknęło uwadze Rey'a, który niejednokrotnie zwracał jej uwage aż weszli do posiadłości.




-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam w pierwszym a zarazem najgorszym rozdziale ever! Namąciłam.. miałam dawać 5 perspektyw iź dodałam Jico gdyz jestem wielką fanką Liosia! a zamiast 5 mamy 4 i brak lutteo które miało być na końcu za co przepraszam. Z to obiecam wam w którymś rozdziale 6 perspektyw dobrze? Może tak być?  Nie linczujcie mnie za brak lutteo wynagrodze wam to w innnym rozdziale.  A o sądzicie o tym ? Kim Jim bedzie dla Szaron i kto jest jej dziadkiem? Mysle ze dodanie jim do tej tajemnicy jest '' orginalne '' Jak wyobrazacie sb pierwsze spotkanie lutteo i jico? Bo widac ze Abar jest wściekła na simona a on sie broni.  TuSimon będzie bardziej simim z serialu ale nie da sb wejsc na głowe Ambar. I zaprzyjaźnisie z Matteo, który.. no cóż nie moge powiedziec ale coś ich łączy. Reszta pozostanie sekretem więc by dowiedziec sie wiecej czytajcie kolejne( co 2 tygodnie) odsyła do aska http://ask.fm/NinaPeridia  gdzie możecie zadawać mi pytania nawet do pozostałych blogów lub co kiedy sie wydarzy czy kiedy rozdział.
Pozdrawiam( przepraszam za błędy










14 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Wracam po tygodniu...wstyd mi, ale wiesz, że w klasie maturalnej nie jest łatwo ogarnąć wszystko, tym bardziej, że muszę na bieżąco pisać też rozdziały.
      Co do twojego posta, to genialny jak zwykle skarbie <3
      Przepraszam, że nie skomentowałam wcześniej, ale biologia pochłania.
      Historia zapowiada się naprawdę niesamowicie! Matteo i Ambar w jednym domu, Jim w sierocińcu i Simon, który chce sprawdzać każdego chłopaka swojej przyjaciółki :D Hah :D GENIALNA JESTEŚ! Intrygująca historia!

      Z niecierpliwością czekam na kolejny ;*
      Całuję, Marlene ♥

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Wreszcie doczekałam się nowego rozdziału. Nie ukrywam, że zaskoczyłaś mnie bardzo pozytywnie. Jim w sierocińcu? Ambar mieszka z Matteo? Elita przeciwko Gastonowi, Ninie? No proszę, jak oryginalnie! Czytając to miałam taki szeroki uśmiech na twarzy! Podziwiam Cie za głowę pełną pomysłów! Bardzo mi się to podoba. Co tu dużo mówić? Simon raczej nie zrobił na Smith dobrego wrażenia. Całe szczęście, że chłopak reaguje na wszystko żartem. Gdybym obserwowała tą scenę z boku, na pewno wybuchnęłabym śmiechem, widząc Meksykanina kłaniającego się przed Ambar.
      Wiesz co, jak mogłaś nie dać Lutteo? Pff! Ale nie mogę się na Ciebie gniewać, bo odwaliłaś kawał dobrej roboty tym rozdziałem. Będę z niecierpliwością czekać na następny. Buziaki i weny ♥
      Pattie x

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak długo wyczekiwałam tego rozdziału! Nie zawiodłaś mnie, i chociaż nie było Lutteo ( yghh jak mogło ich tu zabraknąc ) to jednak nie zawiodłaś moich oczekiwań.
      Fabuła jest mega oryginalna i dopracowana, szczerze powiem, że mało która aż tak mnie wciągnęła. A to zaledwie początek, więc co będzie dalej?
      Jedynej perspektywy jakiej mi tu zabrakło, była ta ze strony Matteo.
      Już nie mogę się doczekać poznania Lutteo! Czuję, że będzie gorąco.
      Ambar i Simon zaczęli nieciekawie, ale jestem pewna, że już niebawem zmienią do siebie nastawienie. Wprowadzenie Jim do całej historii jest świetnym pomysłem, jestem bardzo ciekawa jaką rolę odegra w całym opowiadaniu.
      Dziwnie mi się czyta, gdy Gaston nie jest przyjacielem Matteo. Sama nie wiem, ale jakoś tak przyzwyczaiłam się do tej dwójki, jako dwóch papużek nierozłączek.
      Wszystko piszesz bardzo starannie i przejrzyście, domyślam się, że włożyłaś sporo pracy w ten rozdział.
      Tak na marginesie podziwiam cię, że znajdujesz czas na pisanie regularnie na 3 blogach, podczas gdy ja sama ledwo wyrabiam z jednym haha
      To się nazywa zaangażowanie!
      Wyczekuję na next i obyś w końcu zaszczyciła mnie upragnionym Lutteo, bo ie wybaczę!

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Świetny rozdział!♥!
      Moim zdaniem jest naprawdę genialny!♥
      Kocham tę nutkę tajemnicy. Już wiem o czym będę myśleć przez najbliższe dni, a mianowicie: O co w tym wszystkim chodzi?? Domyślam się już pewnych rzeczy, ale nie wszystkich, np. o co chodzi z Jim? To pytanie chyba najbardziej mnie nurtuje.
      Uwielbiam sposób w jaki przedstawiłaś relacje Luna-Simon, adopcyjne rodzeństwo, bardzo kreatywne. Łączy ich tak więź, że aż zazdroszczę jej takiego brata.
      Matteo i Simon przyjaciółmi, to mi się podoba. I co ich może łączyć¿ Kolejne pytanie, które będzie mi zapszątac głowę tej nocy i jeszcze przez najbliższe dni.
      Simbar niezbyt dobrze zaczęło znajomość, ale jeszcze wiele przed nimi.
      Czekam na next..
      Nie wiem jak wytrzymam te dwa tygodnie, ale może w tym czasie wykombinuję co to za tajemnica..😀🌟

      Usuń
  5. Cos mi sie wydaje ze Amber i Luna moga byc siostrami. Oj Amber nie mozna podsluchwac rozmow osob droslych i czuje ze Amber nie poulbi Lune i Simona.

    OdpowiedzUsuń

By: Marlene